Członkowie Związku Oficerów Rezerwy RP im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, Okręgu Miasta Stołecznego Warszawa, stawiają sobie – jako jeden z celów – upamiętnianie ludzi, którzy wielkim wysiłkiem, własną krwią próbowali po I wojnie światowej odbudować spójność narodu polskiego, przywrócić powagę i znaczenie państwa przez pięć pokoleń wymazanego z mapy Europy. II wojna światowa pogłębiła problem przez utworzenie nowych granic, migrację milionów Polaków – co przyśpieszyło zacieranie się w powszechnej pamięci narodu doniosłych niegdyś faktów, do których należy zapomniane dziś prawie zwycięstwo nad bolszewikami, odniesione jesienią 1920 roku nad Niemnem. Inspiracją naszej misji jest zbliżająca się 100 rocznica tej spektakularnej operacji. W poszukiwaniu śladów tamtego zwycięstwa, w 2015 roku, przy wsparciu wielu instytucji państwowych i organizacji społecznych odbyliśmy podróż „Szlakiem Bitwy Niemeńskiej” po północno-wschodniej Polsce i Litwie, a dwa lata temu zorganizowaliśmy uroczystość upamiętnienia „Obrońców Ojczyzny z wojny polsko-bolszewickiej” wśród społeczności regionu Puszczy Białej w Porębie.
Zbadawszy dane dotyczące śladów wojny polsko – bolszewickiej, a zwłaszcza Bitwy Niemeńskiej na terenach obecnej Białorusi, w czym nieocenioną przysługę wniosła pochodząca z Nowogródka pani Tatiana Falewicz, 16 lipca br. po odprawie granicznej w Bobrownikach udaliśmy się do pobliskiej Brzostowicy Wielkiej. To tam w dniach 20-23 września 1920 r. 3 Dywizja Piechoty Legionów gen. Leona Berbeckiego walcząc na prawym skrzydle 2 Armii gen. Rydza Śmigłego, wiązała przeważające siły 15 Armii gen. Augusta Korka. Wiedzieliśmy jednak, że miejsce pochówku 223 poległych polskich żołnierzy zostało zdewastowane przez komunistyczne władze, a obecnie o tamtym zwycięstwie świadczy tylko wzniesiony obok cmentarza symboliczny pomnik z napisem „ Żołnierzom WP poległym w 1920 roku”. Pomnik wzniesiono staraniem Związku Polaków w Brzostowicy.
W centrum miasteczka powitał nas potężny pomnik dzierżącego w dłoni zwój pism „nieśmiertelnego” Lenina. Raptem zerwał się huraganowy wiatr i schroniliśmy się w pobliskiej restauracji. Sztormowa nawała tak nagle jak się zaczęła, bez kropli deszczu przeszła. Po obiedzie zwiedziliśmy potężną ruinę kościoła p.w. Nawiedzenia NMP, ufundowanego przez wojewodę wileńskiego Hieronima Chodkiewicza (w którym w 1621r., spoczęło serce hetmana Jana Karola Chodkiewicza (uhonorowanego osobistym podziękowaniem papieża za uratowanie chrześcijańskiej Europy przed inwazją osmańską), po czym wyruszyliśmy na cmentarz w Wołkowysku. Bez trudu odnaleźliśmy kwaterę wojskową z mogiłami naszych żołnierzy walczących z Sowietami w 1918r. ( Foto.1.). Po modlitwie przeszliśmy do pobliskiego kościoła katolickiego, który niestety był zamknięty. Postanowiliśmy nie marnować czasu na poszukiwanie plebanii, a wyruszyć do miejscowości Mosty. 14 lutego 1919 roku Wojsko Polskie starło się tam z nacierającymi na wycofujące się siły niemieckie bolszewikami* , a 22 i 23 lipca 1920 r. 81 Pułk Strzelców Grodzieńskich pod dowództwem ppłk. Bronisława Bohatyrowicza stoczył walkę z częścią 6 Dywizji Strzelców. Nazwisko dowódcy pułku nasunęło nam na myśl bohaterów słynnej powieści „Nad Niemnem”. Pani Tatiana dopowiedziała jaki był los wybitnego dowódcy, późniejszego generała Bohatyrowicza – zginął w Katyniu. Mosty okazały się nadniemeńską, zatopioną w bujnej roślinności wioską. Klucząc pomiędzy chałupami w poszukiwaniu zbiorowej mogiły spotkaliśmy kobietę, która usłyszawszy o co nam chodzi, przywołała kilkunastoletniego syna – naszego przewodnika. Niebawem spadzistym jarem zeszliśmy do urwistego brzegu rzeki, gdzie na wykoszonym z chwastów kawałku nieużytku dostrzegliśmy ogrodzony żelazny krzyż z wypisaną inskrypcją – ”Poległym w obronie Ojczyzny • towarzyszom broni • Żołnierzom Ziemi Grodzieńskiej • Podoficerowie 81 pp. • Strzelców Grodzieńskich • /Imienia Stefana Batorego/ • w 8-mą rocznicę bitwy pod Mostami • 23.VII. 1920 – 23.VII.1928” (foto.2.). Podziękowawszy chłopcu, oddaliśmy poległym hołd, sfotografowaliśmy się na tle mogiły i ruszyliśmy na cmentarz w pobliskiej Wołpie, gdzie obok katolickiej kaplicy znajduje się podobny jak w Mostach metalowy krzyż i błyszcząca tabliczka z napisem – „Grób nieznanego żołnierza z 1920 r.” Kończąc pełen wrażeń dzień, z refleksją o ofierze życia towarzyszy broni naszych dziadków i ojców udaliśmy się na nocleg w Grodnie. Nazajutrz po śniadaniu wyruszyliśmy na grodnieńskie cmentarze; w pierwszej kolejności na cywilny, na którym znajduje się kwatera wojenna z grobami polskich żołnierzy z wojny polsko – bolszewickiej (foto.3,4), a potem na wojskowy, gdzie obok mogił ponad 300 żołnierzy Wojska Polskiego z wojny polsko- bolszewickiej istnieją dobrze utrzymane nagrobki czerwonoarmistów z II wojny światowej (foto.5). W południe dotarliśmy do posadowionego na wysokim lewym brzegu Niemna klasztoru zakonu Franciszkanów, żeby odwiedzić zbiorową mogiłę nieznanej liczby bezimiennych żołnierzy polskich, poległych w lipcu 1920 roku. Kiedy okazało się, że wejście do zespołu klasztornego jest zamknięte i ruszyliśmy do samochodu, od strony kościelnej bramy, doszedł nas miły kobiecy głos: – „czego państwo poszukujecie?”. Niebawem zaskrzypiał zamek, młoda kobieta otworzyła metalową furtę i weszliśmy na wypielęgnowany przez pracowitych zakonników, zacieniony ogromnym dębem klasztorny skwerek. Zatrzymawszy się obok figury świętego Antoniego, wysłuchaliśmy informacji o klasztorze i zakonnikach, po czym pożegnaliśmy uczynną rodaczkę i udaliśmy się do centrum miasta, odwiedzić muzeum Elizy Orzeszkowej. Zaparkowaliśmy obok placu Lenina z jego potężnym metalowym posągiem, przyjrzeliśmy się przyciągającemu wzrok mnóstwem kwiatów i płonących zniczy (z okazji 75 lecia zwycięstwa nad „germańskimi zachwatczikami”) skwerowi z pomnikiem żołnierzy i partyzantów sowieckich, a następnie przekroczywszy szeroką ulicę Dzierżyńskiego, uliczką imienia słynnej pisarki ruszyliśmy do muzeum. Okazało się, że żadna z pracujących na parterze pań nie była w stanie rozmówić się z nami w ojczystym autorki powieści „ Nad Niemnem” i przewodniczka zaprowadziła nas na piętro. Przywitani przez dwie zatrudnione przy wielojęzycznych zbiorach książek pisarki, mówiące po polsku pracowniczki muzeum, zajęliśmy się oglądaniem ekspozycji, a tymczasem związana zawodowo z kulturą swojej ojczyzny pani Tatiana, dopytawszy kobiety o to i owo, wręczyła im otrzymane z Kancelarii Senatu RP oraz Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych albumy i książki i porobiła zdjęcia. Z końcem miłego spotkania, zaproszeni przez panie do odwiedzenia muzeum w następnym roku, uwiecznieni przez przewodniczkę na zdjęciach, ruszyliśmy w drogę do kilkunastotysięcznego, przestronnego Szczuczyna. Pierwszym obiektem, przy którym zatrzymaliśmy się był należący niegdyś do rodu książąt Drucckich – Lubeckich, odrestaurowany pałac, skąd urzeczeni widokami emanującej historycznym nastrojem okolicy udaliśmy się do zespołu klasztornego z kościołem p.w. św. Teresy, ufundowanego przez wybitnego przedstawiciela tej rodziny, polityka i ministra skarbu Królestwa Polskiego, Ksawerego **. Ledwie wkroczyliśmy w alejkę prowadzącą do pobłyskującej w popołudniowym słońcu, kunsztownie odrestaurowanej świątyni, wyszedł nam naprzeciw miejscowy proboszcz, który na wiadomość o celu naszej misji, mimo pilnych zajęć zaprosił nas do zwiedzenia kościoła. Po wysłuchaniu jego relacji o zmaganiach z odbudową świątyni, obejrzeliśmy kilka dobrze wyposażonych pomieszczeń w częściowo wyremontowanym, pełniącym funkcję ośrodka katechetycznego dla dzieci i młodzieży klasztorze, po czym przeszliśmy na pobliski cmentarz by złożyć hołd sześciu polskim żołnierzom-ochotnikom poległym w walce z bolszewikami w styczniu 1919 roku (foto.6). Na pożegnanie wręczyliśmy księdzu senacki album i wymieniliśmy się adresami e mailowymi. O zmierzchu przybyliśmy do Nowogródka na nocleg u przyjaciół naszego kolegi płk. Sławka Grackiego, któremu stan zdrowia nie pozwolił na odwiedzenie wraz z nami ziemi swoich przodków. Powitani przez gospodarzy zasiedliśmy do kolacji, omówiliśmy plan zwiedzania kolejnych miejsc pochówku obrońców naszej ojczyzny z wojny polsko – bolszewickiej, wreszcie po ustaleniu trasy jutrzejszego etapu wyprawy do Lidy, udaliśmy się na spoczynek. Nazajutrz wyruszyliśmy z Nowogródka do Lidy za dwadzieścia jedenasta, by po niespełna pół godzinie zatrzymać się w znanej z huty szkła „Niemen” miejscowości o nazwie Brzozówka. Zwiedziwszy rynek oraz firmowy sklep z kryształami, pojechaliśmy na pobliski cmentarz, na którym pochowany jest założyciel huty Juliusz Stolle. Sprzątający plac przy cmentarnej bramie pracownik firmy komunalnej w odpowiedzi na zapytanie o miejsce jego pochówku ochoczo poprowadził nas do zadbanego przez społeczeństwo Brzozówki miejsca, z widniejącym pośród wiekowych sosen marmurowym nagrobkiem ojca, oraz tablicą upamiętniającą poległego w bitwie pod Radzyminem jego syna por. Edwarda ( Foto.7). Opuszczając cmentarz spotkaliśmy się z miejscowym działaczem społecznym. Mężczyzna opowiedział o swoich doświadczeniach w pracy patriotycznego stowarzyszenia, zajmującego się m.in. budową pomnika założyciela huty oraz nadziejach na lepsze życie. Pożegnawszy się z rodakami, ruszyliśmy złożyć hołd pochowanym na wojennej kwaterze cmentarza katolickiego w Lidzie, polskim żołnierzom poległym w wojnie polsko – bolszewickiej, lotnikom ze stacjonującego tam wówczas pułku lotniczego, oraz 40 zakładnikom zamordowanym przez bolszewików w tzw. Dolinie Śmierci (Foto.8.). Po modlitwie na cmentarzu ( Foto.9.), postanowiliśmy odnaleźć kwaterę pochówku żołnierzy 77 pułku piechoty. Wkrótce wyruszywszy na wykoszony z chwastów, pokryty gruzami mogił teren zauważyliśmy kilka pochylonych nad grobami jednolicie ubranych kobiet z białymi chustkami na głowach. Skręciłem ku najbliższej z nich. W odpowiedzi na zapytanie o poszukiwaną kwaterę, wyjaśniła, że w latach 60 tych ub. wieku została zlikwidowana. Po chwili dołączyły do nas Tatiana i Wanda, a następnie Tadeusz z Ryszardem i nasza rozmówczyni poinformowała o historii miasta, a następnie o pracach woluntarystycznej organizacji, która od kilku lat zajmuje się odnawianiem pozostałości zapomnianych cmentarzy. Na koniec spotkania z życzliwą mieszkanką Lidy, pani Tatiana wręczyła jej podpisany przez całą delegację album pt. „HEJ, ORLE BIAŁY!, spisała adres stowarzyszenia, do którego należy pani Halina. Ruszyliśmy dalej, obejrzeliśmy centrum miasta i wróciliśmy do Nowogródka by po zwiedzeniu muzeum Adama Mickiewicza, wyruszyć do kościoła Farnego p.w. Przemienienia Pańskiego. Kościół był zamknięty. Po krótkich perypetiach związanych z dostaniem się do wnętrza, zwiedziliśmy historyczną świątynię, w której Adam Mickiewicz został ochrzczony, zapoznaliśmy się z pamiątkami po wojnie polsko-bolszewickiej (Foto.10). Pożegnawszy się z proboszczem, około godziny ruszyliśmy na miasto. Słońce było już nisko nad horyzontem, gdy po wyjściu z galerii obrazów znanego malarza Konstantina Kaczana, zaciekawieni widokiem wzgórza z resztkami nieistniejącego już zamku Mendoga, postanowiliśmy udać się na to magiczne miejsce i porobić zdjęcia. Zbliżając się do południowo – wschodniego krańca placu zamkowego natrafiliśmy na niedawno odbudowaną wieżę z intrygującym metalowym wzmocnieniem, a po chwili naszą uwagę przyciągnęła opasująca popękany mur żelazna konstrukcja. Niebawem zatrzymaliśmy się nad urwistą wysoką skarpą i lustrujący całość obiektu, najbardziej z nas doświadczony w sztuce budowlanej Tadeusz oceniał, że wieża, pomimo dodatkowego wzmocnienia, nie ma szans na oparcie się grawitacji i wkrótce wyląduje w opasującej wzgórze fosie. Przepatrując otoczenie zamkowego płaskowyżu dostrzegliśmy kopiec Kościuszki i po chwili Wanda z Tatianą postanowiły wejść na czubek żeby sfotografować okolicę. Jaskrawe promienie wiszącego w dole słońca przyświecały fotografującym historyczne obiekty koleżankom. Odprowadzani coraz dłuższymi cieniami kopca, drzew, zabudowy oraz nas samych o zmierzchu wróciliśmy na kwaterę. Nazajutrz czekała nas podróż do Miru i Nieświeża, w związku z czym biorąc pod uwagę zmęczenie oraz perspektywę dalszej dwudniowej podróży, wcześniej niż zwykle poszliśmy spać.
Piątkowy poranek, równie mglisty jak czwartkowy sprawił, że wyruszyliśmy w drogę również z opóźnieniem. Dochodziła godzina jedenasta gdy dotarliśmy do bramy kościoła w Mirze. Kiedy okazało się, że wejście jest zamknięte na kłódkę, a dojście do ściany z tablicą upamiętniającą naszych żołnierzy z wojny polsko – bolszewickiej niemożliwe, pojechaliśmy w kierunku widniejącej na horyzoncie dawnej siedziby rodu Radziwiłłów. Po drodze pojawił się przed nami niewielki bazarek i wszyscy uznali za stosowne zatrzymać się i rozejrzeć za pamiątkami. Wiedziony ciekawością turystycznej atrakcji miasteczka udałem się do zamkowej kasy biletowej. Okazało się, że za kilka minut kasa zostanie otwarta i zawróciwszy do otwartego już, oferującego skromne dewocjonalia straganu wybrałem małą ikonkę z wizerunkiem świętego Mikołaja Cudotwórcy – Swiatogo Zimnogo Nikoły i ruszyłem ku raczącym się, powszechnym na Białorusi kwasem chlebowym koleżanek i kolegów. Po zapoznaniu towarzystwa z informacjami dotyczącymi zwiedzania zamku, Ryszard Kowalczyk wskazał mi wejście do prowizorycznego lokalu z napojami, „pozostawiłem świętego” pod jego opieką, po czym ruszyłem do prowizorycznego lokalu z napojami. Moje spojrzenie objęło sprzedawczynię oraz wiszącego za nią na ścianie, wyrzeźbionego głuszca; pod wpływem łowieckiego atawizmu, zamiast zamówić napój, zagaiłem:
– Izwienite pożałujsta, wasz pietuch derewiannyj ili płastyczeskij?, na co kobieta ukazawszy przetkane kilkoma złotymi koronkami dziąsła, miękkim, wdzięcznym, z w pełni rosyjskim akcentem głosem zakomunikowała – kanieszno dierewiannyj.
– Tak skażite, wozmożno pokupić jewo?
Sczast ja pazwaniu – odpowiedziawszy równe uprzejmie, chwyciła za telefon by po chwili oświadczyć, że głuchar jest do sprzedania za 50 rubli.
Uznając okoliczności za spowodowane wstawiennictwem świętego (wspaniała rzeźba okazała się satysfakcjonującą moje łowieckie zamiłowanie pamiątką), pomogłem uwolnić głuszca z poplątanego zawieszenia na ścianie, po czym zapłaciwszy za kwas i rzeźbę, w poczuciu duchowej więzi z cudotwórcą powróciłem do przyjaciół.
Umieściwszy zakupy w bagażniku samochodu, ruszyliśmy do kasy po bilety na wycieczkę do wpisanego w 2000 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO Zespołu Zamkowego w Mirze, a po około godzinie zwiedzania, wyruszyliśmy dalej na wschód do jeszcze większej siedziby rodu Radziwiłłów w Nieświeżu. Zanim dojechaliśmy do otaczającego zamek jeziora zatrzymaliśmy się przy nieświeskim cmentarzu. Tuż za parkanem, podobnie jak na innych zwiedzanych przez nas od kilku dni cmentarzach, powitani rzucającą się oczy szarością wykoszonego z chwastów otoczenia, wynikającą z różnicy obrządku grzebalnego różnorodnością nagrobków oraz swoistą, wschodnią atmosferą niepewności, dostrzegliśmy opasany biało czerwoną szarfą metalowy krzyży i ruszyliśmy ku poszukiwanej zbiorowej mogile (foto.11). Uczciwszy modlitwą i zniczem pamięć poległych, posz zwiedzić zamek. Podczas gdy podążaliśmy groblą przez otaczające ten najpiękniejszy na Białorusi zabytek jezioro, doszły nas przypominające strzały z karabinu odgłosy. Były to jak się okazało efekty pracy potężnego kowala, który na stoisku usytuowanym przy połączeniu grobli z podjazdem do pałacu, tradycyjną metodą wybijał pamiątkowe monety. Na dziedzińcu zamkowym trafiliśmy na gromadę turystów, głównie z Rosji i Białorusi. W pewnej chwili pojawił się weselny orszak z fotografowanymi ze wszystkich stron nowożeńcami Białorusinką i Chińczykiem. Chociaż w odrestaurowanym przy ogromnych nakładach finansowych zamku, bardziej niż w Mirze dało się zauważyć jego polskie korzenie, (zwłaszcza w opisach portretów licznej rodziny właścicieli, herbów, koron i innych symboli polskiej państwowości), to w większości informacji także jak tam, brak było odniesienia do Polski. Po godzinie zwiedzania zabytku, ruszyliśmy ku grobli. Parne popołudnie towarzyszyło nam w drodze na pobliski bazarek ze znacznie większym wyborem pamiątek niż w zwiedzanych dotąd miejscowościach. Uporawszy się z zakupami, około godziny 1600 pojechaliśmy do wsi Stare Wojkowicze, gdzie znajduje się wzniesiony na 10-lecie II RP, zaniedbany dziś pomnik. Zaraz po zjechaniu z głównej trasy, mój nisko zawieszony samochód zaczął szorować o nierówności gdzieniegdzie wzmocnionej kamieniami drogi, w związku z czym dalszą dwukilometrową odległość do pomnika pokonaliśmy już pieszo. Słońce chowało się za otaczającym nas lasem, gdy dotarliśmy do, pokiereszowanego licznymi śladami karabinowych i armatnich kul obelisku upamiętniającego trzy pochody Polaków na Moskwę (Foto.12).
Pomimo dewastacji i upływu czasu, uszkodzony orzeł, siedzący pod trzema pordzewiałymi krzyżami, przypomina o dawnej świetności Polski.
Zapaliwszy znicz wysłuchaliśmy relacji pani Tatiany o okolicznościach wzniesienia historycznego obiektu, obejrzeliśmy otaczający go system bunkrów, po czym z nadzieją, że nasza misja dokumentowania śladów polskiej wiktorii, dzięki której Zachodnia Europa w pełni, a II Rzeczypospolita na 20 lat uniknęły Sowieckiej dominacji, przyczyni się być może do godnego jej upamiętnienia .
*datę tę niektórzy historycy uznają za początek wojny polsko – bolszewickiej.
** odebrany pijarom w 1832 roku, zwrócony po I wojnie światowej obiekt, który w 1959 roku został ponownie zamknięty i zrujnowany, a następnie w 1988 r. oddany zakonowi, aktualnie jest odbudowany, a przyległy doń budynek klasztorny znajduje się w trakcie odbudowy.
Tekst Jan Puścian, Donata Lewińska, foto. Tatiana Falewicz
Fot.1. Symboliczna mogiła obrońców ojczyzny z lat 1918-1920 w Wołokowysku
Fot.2. Grób nieznanego żołnierza w Mostach
Fot.3. Fragment kwatery wojskowej na cmentarzu w Grodnie
Fot.4. Fragment kwatery na cmentarzu w Grodnie
Fot.5. Na cmentarzu wojskowym w Grodnie
Fot.6. Przy zbiorowej mogile żołnierzy ochotników (Szczuczyn)
Fot.7. Przy grobie Juliusza Stolle , obok tablica pamięci jego syna Edwarda
Fot.8. Kwatera wojskowa na cmentarzu w Lidzie
Fot.9. Fragment kwatery wojskowej w Lidzie
Fot.10. Tablica poległych żołnierzy 80 pułku strzelców nowogródzkich
Fot.12. Przy pomniku upamiętniającym trzy pochody Polaków na Moskwę